Maj to jeden z najpiękniejszych miesięcy

Litania
Loretańska

Mówi
się, że maj to jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku. To
miesiąc, można by rzec, dedykowany życiu, jego sile, odradzającej
mocy. Świat eksploduje zielenią, świeżością, radością -świat
śpiewa Stwórcy pieśń życia... Może właśnie dlatego te
dni zostały poświęcone Maryi - Matce Chrystusa, która
wydała na świat Przedwieczną Światłość, pośrednio także
przez Nią dokonało się nowe stworzenie - przez Nią przyszło na
świat Życie, które odmieniło cały bieg historii, czasu.
Trudno byłoby zliczyć pieśni, utwory poetyckie, dzieła literackie
sławiące chwałę Bożej Rodzicielki - pełne tak bardzo
polskiego ciepła, przywiązania, wiary. Niewątpliwie to wszystko
odnaleźć można także w tzw. Nabożeństwie Majowym, podczas
którego śpiewa się, bądź odmawia, Litanię Loretańską.
Jest to bardzo czcigodna, stara forma modlitwy, choć modlitwa,
trzeba powiedzieć, bardzo trudna. Spróbujmy zatem zastanowić
się nad tym, jaka jest jej istota, dlaczego Kościół przyjął
taką, a nie inną formułę wstawienniczo - błagalną. Będzie to
zarazem wprowadzenie do rozważań majowych, które będą
miały za zadanie przybliżyć najważniejsze treści Litanii
Loretańskiej, także pomóc w pełniejszym i głębszym
poznaniu Maryi.


Zanim o samej litanii, na
początku dwa obrazy.

Lubimy spotkania rodzinne. Bardzo
często przyjeżdżają na nie ludzie, którzy związani
więzami krwi, czy też serdecznej przyjaźni, nie widzieli się
wiele lat. Są łzy radości, pytania, opowieści, a kiedy wszystko
już się uspokoi, przychodzą wspomnienia. Wyciąga się wtedy stare
albumy, ogląda pożółkłe i całkiem nowe jeszcze
fotografie. Niektórych osób już nie ma - odeszły na
zawsze. Każde zdjęcie to jakaś migawka z najprawdziwszego życia,
to utrwalone na papierze chwile radosne i uroczyste, ale także
prozaiczne momenty codzienności, zwyczajnych obowiązków,
utrudzenia, pracy, odpoczynku. Nieraz łezka się zakręci, ktoś
kogoś ukradkiem przytuli, spojrzy na nowo rozkochanym spojrzeniem.
Jakże cementują takie wieczory spędzone przy albumach
przepełnionych wspomnieniami i miłością...

Drugi obraz.
Szumiące morze. Brzeg morski - niekiedy płaski i lśniący
piaszczystością brzegów, a niekiedy porozrywany i skalisty,
wysoki i dumny swoją wyniosłością - i fale morskie - słabe,
wiotkie, a jednocześnie silne swoim uporem, konsekwentnie uderzające
w skamieniałą przeszkodę. Jakże często brzeg ów w końcu
pada, odsłaniając swoją bezradność i kruchość niebu,
powierzając się falom... 

Dwa obrazy. Dwa światy. Oglądanie
zdjęć może znudzić tego, który nie zna uwiecznionych tam
twarzy i sytuacji. Fale morskie mogą ukołysać spragnionego
wypoczynku wczasowicza. Ale zarazem zdjęcia maja siłę odnowy ducha
ludzkiego, są lekcją przeszłości, fundamentem teraźniejszości,
a fale morskie mogą nauczyć spokoju, konsekwencji i wytrwałości.
Czymże są poszczególne tytuły Maryi, wypowiadane w Litanii
Loretańskiej? To przecież jakby utrwalona w słowach, obrazach
historia najpierw młodej dziewczyny Miriam, która z drżeniem
przyjmuje posłannictwo anioła Gabriela, nie traci swojego
dziewictwa, dowiaduje się, że jest pełna łaski, że została
uwolniona od grzechu pierworodnego... Przez swoją wierność,
roztropność, łaskawość, sprawiedliwość, pobożność, mądrość
staje wzorem Matki, zatroskanej o Syna, także o innych - chorych,
wymagających otuchy, pocieszania. Niesie w sobie intymny krzyż
obietnicy, jaką otrzymała od Boga, choć na początku, przez 30
lat, nic nie wskazuje na to, że jej Syn, pomagający Józefowi
w pracy ciesielskiej, będzie zapowiadanym od wieków
Mesjaszem. A potem Krzyż, Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie,
Zesłanie Ducha Świętego... Wniebowzięcie... Matka Kościoła,
Królowa Aniołów, Patriarchów, Proroków...
Jakby fotograf przeniknął granice nieba i ziemi, doczesności i
wieczności, połączył w osobie Maryi całą historię zbawienia,
historię obecności Chrystusa w wymiarze doczesnym i
nieskończonym... Litania Loretańska to niezwykły album - i tak,
jak przy oglądaniu zdjęć rodzinnych w ciągu stosunkowo
niewielkiego czasu można przewędrować dzieje przeszłości, aż do
teraźniejszości - tak podczas modlitwy Litanii Loretańskiej
przesuwa nam się przed oczami historia przemieniania człowieka: ze
zwyczajnej kobiety, w uwielbioną w swym macierzyńskim wywyższeniu
Matkę Kościoła, Królową Świata, nieustannie prowadzącą
całą ludzkość do stóp Syna.

... Siła fal
morskich, siła modlitwy. Po każdym wezwaniu Litanii padają słowa
Módl się za nami. Kołyszą swoją monotonią, a zarazem
konsekwencją. Niektórzy mówią, że litania jest ona
przez to nudna... Inni przyrównują je do mantry -
rytmicznie powtarzanych kilku określonych słów, mających za
zadanie wprowadzić medytującego w pozytywne wibracje, w jakiś stan
wewnętrznego spokoju, odrętwienia, wyciszenia, nirwany. Nie jest to
prawda - ani jedna, ani druga postawa nie jest prawdziwa. To nie
może być nuda. Ten, kto puka do drzwi, kto bardzo chce spotkać
mieszkającego wewnątrz, będzie to czynił z zapałem i do skutku -
aż mu otworzą. Wezwanie Módl się za nami ma bardzo
konkretny adres, odnosi modlącego się (przeciwnie, niż ma to
miejsce w medytacji wschodniej) do Kogoś, kto jest poza nim, w świat
transcendentny, Boski. Jest tu zawarta prośba, wiara w Boga, który
może wszystko i który jest wszystkim. Wiara w to, że Matka
Najświętsza jest Tą, która może wyjednać u swojego Syna
potrzebne nam łaski...

Są takie jeszcze miejsca w Polsce,
które bardzo skutecznie opierają się wszechogarniającej
laicyzacji. Miejsca, które przypominają o tym, że mamy
głęboki dług wdzięczności wobec tej ziemi, wobec mieszkających
tutaj ludzi. Wystarczy pojechać kilkadziesiąt kilometrów na
wschód od Warszawy, by zobaczyć w majowe wieczory niezwykły
widok. Oto przy przydrożnych figurkach Matki Bożej, krzyżach modlą
się ludzie - w różnym wieku - i starsi, i młodsi, i
dzieci. Odprawiają Nabożeństwo Majowe... Trudno o większy znak
nadziei.. Jakże wielka jest tutaj wiara, ileż miłości do
Chrystusa i Jego Matki. Cały umajony, ukwiecony świat wydaje się
być wtedy Ołtarzem, a Boga nie trzeba szukać daleko. On jest
tutaj... Modlimy się do Maryi o taką wiarę, o taką siłę, która
pozwoli przetrwać najtrudniejsze próby, która nie
pozwoli na to, aby serca zamieniały się w kamienie.


Strudzone
głowy otul swą zasłoną
I u stóp swoich daj ciszę
schronienia.
Tych, których dusza kamienieje w męce
Tych,
co w dół lecą jak zranione ptaki,
Weźmij, o Matko, w Twe
najtkliwsze ręce
I w niewidzialne, w gwiezdne wprowadź szlaki...